Kup teraz na Allegro.pl za 30 zł - PINK FLOYD - LP jedna płyta. (13587826746). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect!
Dzisiaj chyba pierwszy raz w historii Piątkowej ciekawostki nastąpi odstępstwo od tematów kinowo-telewizyjnych [drugi raz; tutaj ciekawostka o Queen – przyp. red.]. Porzucam ruchome obrazki na rzecz nieruchomych dzieł stworzonych przez Storma Thorgersona i jego studio Hipgnosis na okładkach płyt legendarnej grupy Pink Floyd. Dzisiaj nie będzie ciekawostki o superbohaterach, aktorach, reżyserach czy o filmach. Dzisiejsza ciekawostka to będzie rzecz o krowach, świniach, pryzmatach, płonących ludziach i morzu siedmiuset łóżek rozstawionych na plaży. Nie będę opisywał wszystkich okładek Pink Floyd, bo jest to zgoła pozbawione sensu, szczególnie że okładki płyt takich jak A Saucerful of Secrets, More czy Obscured By Clouds są dosyć konwencjonalne, a jeszcze inne, jak okładka debiutu, słynnego The Wall i późniejszego The Final Cut nie są po prostu autorstwa Storma. Ale faktem jest, że kilka zdjęć stworzonych przez niego na potrzeby okładek Pink Floyd to po prostu dzieła epickie. Storm Thorgerson jako fotograf nie uznawał półśrodków. Gros okładek autorstwa jego studia (Hipgnosis, które założył wspólnie z Aubreyem Powellem) to jak najbardziej autentyczne zdjęcia, do których zrobienia niejednokrotnie potrzebne były całe dnie przygotowań i spora ilość środków finansowych. Przykładem może być okładka piątego albumu w dorobku Led Zeppelin – Houses of the Holy. Ta niepozorna grafika to kolaż kilku zdjęć z trwającej aż… dziesięć dni sesji zdjęciowej. Atom Heart Mother (1970) Zaczynamy od kompletnego klasyka okładek płyt rockowych. W 1970 roku Pink Floyd do spółki z Ronem Geesinem nagrali monumentalną suitę tytułową, z miejsca przeskakując z nurtu rocka psychodelicznego w nurt rocka symfonicznego. Trzeba tutaj nadmienić, że w Pink Floyd wiele rzeczy działo się przypadkiem. Często Storm wiedział, jak będzie wyglądała płyta, jaki będzie miała tytuł – Roger Waters ze spółką dawali mu wskazówki, jak ma wyglądać okładka. W przypadku Atom Heart Mother tak nie było, zespół miał gotową płytę, ale nie miał nawet nazwy albumu, co zresztą nie dziwi, bo po latach tytułowa suita wydaje się być nieco chaotyczna, nie do końca przemyślana, jakby zespół przerosło zadanie skomponowania ponad dwudziestominutowego utworu. Sam perkusista zespołu – Nick Mason w książce Moje Wspomnienia wspomniał, że kompozycję uratował człowiek od orkiestracji suity, czyli wspomniany Ron Geesin, który złożył to wszystko w jedną, w miarę sensowną całość. Storm po latach przyznał, że pomysł na zdjęcie okładkowe podsunął mu kanadyjski artysta John Blake. Poszedł więc na łąkę z zamiarem zrobienia podręcznikowego zdjęcia krowy. Jak wspominał w wywiadzie dla „Teraz Rock: zdjęcie miało wyrażać całą „krowiość” krowy i kompletnie od czapy. (…) Krowa, która, jakby zwraca się do patrzącego, jakby chciała powiedzieć: „Czego chcesz?” Trochę agresywnie, zaczepnie, ale tylko trochę. Jakby mówiła też: „Nic mnie to nie obchodzi. Jestem krową. Zostawcie mnie w spokoju”. Zdjęcie miało być oderwane od płyty i faktycznie takie było. Sam Storm podkreślił, że tylko Pink Floyd coś takiego by zaryzykował. Szefom EMI, wytwórni płytowej wydającej albumy Floydów niespecjalnie się ta okładka spodobała. Byli po prostu wściekli. Nick Mason w Moich wspomnieniach opowiadał, że jeden z szefów do Storma powiedział: Czyś ty zwariował? Chcesz doprowadzić tę firmę do upadku? EMI ostatecznie wypuściło płytę na rynek z samym zdjęciem krowy na okładce. Bez napisów z nazwą zespołu i tytułem. Sam Storm pamięta, że niespecjalnie już na to naciskał, po prostu EMI dla świętego spokoju przyjęli jako ostateczny projekt samo zdjęcie. Chyba mieli nosa w EMI, bo Atom Heart Mother to pierwszy LP w historii zespołu, który osiągnął szczyt brytyjskiej listy sprzedaży. Natomiast urocza krowa pochodziła z gospodarstwa Potter’s Bar i miała na imię Lulubelle III. Meddle (1971) Kolejny kamień milowy w karierze Floydów i kolejna wspaniała okładka. Nick Mason wspomina, że na pomysł okładki wpadli członkowie zespołu. Po prostu podczas azjatyckiej części trasy koncertowej zadzwonili do Anglii, do Storma, przekazując mu pomysł, który wywodzi się bezpośrednio z tytułu płyty. Miał on nawiązywać do kojarzących się z filozofią zen obrazów wodnych ogrodów. Zespołowi wręcz zależało, aby na okładce był widok ludzkiego ucha pod powierzchnią wody. Perkusista zespołu wspomina, że pomimo tysiąca mil dzielących zespół od Storma usłyszeli, jak ich nadworny plastyk szeroko otwiera oczy ze zdumienia. Sam Storm źle wspomina tę okładkę. Po latach przyznał się, że może niedokładnie zrozumiał instrukcje zespołu. Starał się na niej wyrazić dźwięk, fale dźwiękowe, że woda miała być nośnikiem fal dźwiękowych wpadających do ucha. Faktycznie okładka ładnie się łączy z odgłosem sonaru z pierwszych taktów kompozycji Echoes. Ale czy taki był zamiar Storma, rzecz wątpliwa. Sam Storm wspomina: nie wiem o co im chodziło. Nie wiem, co znaczy tytuł Meddle. Wiesław Weiss w książce O krowach, świniach, małpach, robakach oraz wszystkich utworach Pink Floyd i Rogera Waters wyciągnął na jaw smakowitą anegdotkę, że artysta pierwotnie chciał ozdobić Meddle tyłkiem pawiana. Dobrze, że zespół zadzwonił jednak pewnego dnia z Dalekiego Wschodu do swojego grafika… Dark Side Of The Moon (1973) Okładka symbol. Chyba każdy fan muzyki widząc światło rozszczepione przez pryzmat, miewa natychmiastowe skojarzenia z tym konkretnym, w każdym calu genialnym dziełem Pink Floyd. Storm przedstawił zespołowi kilka propozycji, jak zdjęcie surfera na wysokiej fali, które powstało na bazie fascynacji komiksem o Srebrnym Surferze. Ale jak tylko przedstawił im projekt z pryzmatem, nie było mowy o innym wyborze. Nick Mason wspomina: od razu wiedzieliśmy, że pryzmat rozszczepiający światło to jest to. Po latach okazało się to strzałem w dziesiątkę. Prosta grafika doskonale oddaje zawartość płyty, idealnie z nią koresponduje. Początkowo pryzmat rozszczepiający światło miał stanowić logo graficzne wytwórni Clear Light, dla której Storm miał go właśnie zaprojektować. Szefowie wytwórni wybrali jednak inny pomysł, a pryzmat trafił do zamrażarki odrzuconych koncepcji. Grafik często wykorzystywał odrzucone pomysły w przyszłości, znajdując tym samym dla nich swoje zastosowanie. Okładki Dark Side of The Moon nie zdobi zdjęcie rozszczepienia światła przez pryzmat, tylko jest to elegancka, gustowna grafika przygotowana przez Hipgnosis. Storm wspomina, że Rick Wright, klawiszowiec zespołu, rzucił mu hasło, aby na okładce nie było żadnych, pieprzonych zdjęć. Storm, jak widać, posłuchał się. Dwadzieścia lat później na kompaktowej reedycji widnieje już zdjęcie pryzmatu, a dziesięć lat później z okazji miksu Storm przygotował nową wersję okładki: zdjęcie witrażu odwzorowującego grafikę z pryzmatem. Żaden z tych projektów nie jest tak efektowny, jak ten oryginalny. Wish You Were Here (1975) Wspaniała okładka. Dwóch mężczyzn wymieniających się uściskiem dłoni, lecz nie wiadomo, dlaczego jeden z nich płonie. Bardzo symboliczna, niejednoznaczna okładka, która, podobnie jak Dark Side of The Moon, fantastycznie koresponduje z melancholijną, smutną, przygnębiającą muzyką zawarta na Wish You Were Here. Storm wspomina, że przy Wish You Were Here: narobiliśmy się jak cholera. Artysta odwiedzał zespół podczas nagrywania albumu i wspólnie z muzykami odkrył, że głównym tematem albumu jest brak czy też nieobecność. Płonący mężczyzna, jak wspominał Storm, miał być symbolem wypalenia emocjonalnego po nieudanym związku. Podczas nagrywania Wish You Were Here zaczął narastać konflikt pomiędzy Rogerem Watersem a Davidem Gilmourem, a ponadto w trakcie rejestracji kompozycji Shine On You Crazy Diamond pojawił się w studio przy Abbey Road sam Syd Barrett, były lider Pink Floyd, który wówczas wyglądał jak wrak człowieka. Łysy, z wielką nadwagą, był kompletnym przeciwieństwem rześkiego, wesołego młodzieńca, o czarnych, kręconych włosach, którego zapamiętali muzycy z młodości w Cambridge. Storm podkreślał, że ta niespodziewana wizyta faktycznie wzmocniła wydźwięk okładki. Zdjęcie jest oczywiście autentyczne. Zrobiono je na tyłach studia Warner Bros. w Los Angeles. Do pozowania zatrudniono kaskaderów, a człowiek po prawej naprawdę płonął. Użyto w tym celu azbestowego ubioru pod garnitur i na głowę, aby się biedak nie poparzył, jednak wiatr spłatał trochę figla i zbyt silny jego podmuch spowodował, że kaskaderowi zapaliły się wąsy, które natychmiast ogień pochłonął. Pink Floyd i Hipgnosis nie byliby sobą, jakby nie wpadli na szalony pomysł dystrybucji płyty. Wish You Were Here sprzedawana była w czarnej folii, zakrywając tym samym okładkę. Widać jedynie nalepkę z uściskiem dłoni robotów. Storm starał się jak najlepiej zobrazować „brak”. Udało mu się na tyle skutecznie, że niektórzy nacinali delikatnie folie, tylko po to, aby jej nie zniszczyć i móc wyjąć czarny krążek. Nie zobaczyli tym samym okładki z płonącym człowiekiem. Czy można lepiej wyrazić brak? – pyta retorycznie Storm. Animals (1977) Kolejna szalona okładka, lecz Storm jest tylko wykonawcą, a pomysłodawcą okazał się sam Roger Waters. Pomysł na zrobienie zdjęcia był bardzo prosty. Nadmuchać wielką świnię, umieścić ją na linach pomiędzy potężnymi kominami londyńskiej elektrowni Battersea i zrobić kilka efektownych zdjęć i najlepsze umieścić na płycie. Wydawałoby się – łatwizna. Algie, bo tak nazywał się wielki balon o kształcie świni, miał dziesięć metrów długości i napełniony był helem, więc jak wspomina Nick Mason: Algie zachowywał się bardzo agresywnie. Jako dodatkowy środek ostrożności wynajęty został więc snajper, na wypadek gdyby Algie zechciał w pewnym momencie dać nogę. Sesję zdjęciową zaplanowano na 2 grudnia, więc można podejrzewać, że wyspiarska pogoda mogła zaprezentować niezłego figla w postaci silnego wiatru. I tak faktycznie było. Pierwszy dzień okazał się fiaskiem z powodu problemów z linami, więc sesję przełożono na następny. Niestety, kolejnego dnia nie pojawił na planie zdjęciowym snajper, mimo to Storm z ekipą postanowili spróbować zrobić kilka zdjęć. Pech chciał, że w pewnym momencie zerwał się ostry wiatr i jedna z lin, do których przymocowany był Algie, pękła i wielka świnia w ciągu minuty wzniosła się na wysokość ponad sześciuset metrów. Mason wspomina: było to zbyt szybko jak na możliwości policyjnego helikoptera, więc nie zdołał przerwać samowolnej eskapady naszej świnki. Tego nie przewidzieliśmy. Nagle zdaliśmy sobie sprawę, że oprócz utraty kosztownego rekwizytu możemy się przyczynić do jakiejś katastrofy powietrznej. Czym prędzej wezwaliśmy naszych prawników, opracowaliśmy plany awaryjne, wyznaczyliśmy kozły ofiarne i czekaliśmy na rozwój sytuacji. Świnia odnalazła się hrabstwie Kent, w południowo-wschodniej Anglii. Mason wspomina: słyszeliśmy jeszcze opowieść o pilocie samolotu, który podchodząc do lądowania na lotnisku Heathrow, zauważył nasz rekwizyt. Nie zgłosił tego jednak kontrolerom lotu, obawiając się posądzeń o nietrzeźwość. No więc, co ostatecznie znalazło się na okładce Animals? Oddajmy głos Masonowi: prawda wyglądała natomiast tak, że wizerunek świni został w związku z zaistniałą sytuacją najzwyczajniej doklejony do oryginalnego zdjęcia elektrowni, ponieważ najlepsze ujęcie, na tle malowniczego, pochmurnego krajobrazu, wykonane zostało w chwili, gdy Algie akurat był nieobecny. A Momentary Lapse of Reason (1987) Chwilowy zanik zdrowego rozsądku – to chyba najlepszy z możliwych tytułów, dla najnowszej muzyki reaktywowanego wówczas Pink Floyd. Dawid Gilmour postanowił, że zespół sobie poradzi bez głównego mózgu, kompozytora i tekściarza, czyli Rogera Watersa, który lubił krzyknąć, że Pink Floyd to ja! Nie to, że umniejszam Gilmourowi, ale reaktywowanie w latach osiemdziesiątych zespołu, który był symbolem minionych czasów w muzyce, było samo w sobie szaleństwem. Rock symfoniczny umarł, rock neo-progresywny niespecjalnie się przebił do szerszej świadomości, a klasycy gatunku, jak Genesis czy Yes, uprawiali dyskotekowy pop, fakt – najwyższej jakości, ale mimo wszystko pop. Jak w tym wszystkim poradzili sobie Pink Floyd i to bez osoby głównego kompozytora? Gilmour faktycznie płytę nagrał sam z pomocą muzyków sesyjnych. Wright z powodu prawnych nie mógł zagrać na płycie, a Mason miał kryzys związany z własną grą na perkusji i do formy wrócił dopiero na czas trasy koncertowej, lecz ostatecznie to nie on zagrał na albumie partie perkusji. Płyta, mimo iż jest, jak na tamte lata, nowocześnie brzmiąca, zachowała jednak charakterystyczny dla Pink Floyd styl i okazała się sukcesem, co potwierdzone został wielką, światową trasą koncertową. Gilmour się przekonał, że Pink Floyd poradzi sobie bez Watersa. Na łono współpracowników grupy powrócił również Storm, który poszedł w odstawkę po Animals. Storm z Hipgnosis w latach osiemdziesiątych zajął się kręceniem klipów ( doskonały Owner of A Lonely Heart Yesów), ale nie zapomniał o tworzeniu okładek. Zdjęcie zdobiące A Momentary Lapse of Reason to kolejny majstersztyk w jego karierze. Nie muszę wspominać, że rzeka łóżek jest autentyczna? Skąd taka wizja u Storma? Jak wyjaśnia Nick Mason, większa część sesji do nowej płyty odbyła się na rzece Tamiza, a dokładniej w należącej do Davida Gilmoura barce Astoria. Jeden z utworów na płycie, Yet Another Movie, przedstawiał wizje pustych łóżek – tak więc Storm wymyślił sobie wizję rzeki pustych łóżek. Sesja zdjęciowa odbyła się na plaży Saunton Sands, w hrabstwie Devon, która niegdyś gościła ekipę Pink Floyd, podczas kręcenia filmu The Wall w reżyserii Alana Parkera. Plaża i angielska typowa pogoda rzecz jasna płatały figle. Rozłożenie 700 łóżek zajęło 30 pomocnikom Storma około 7 godzin. Gdy wszystko było gotowe, aby uchwycić idealne ujęcie… zaczęło padać. Ekipie Storma nie pozostało nic innego, jak wszystko sprzątnąć i powtórzyć manewr za dwa tygodnie. Jednak i wówczas natura płatała im niespodzianki – przypływ spowodował, że część łóżek znalazła się w wodzie. Storm przyznał po latach, że wykonanie tego zdjęcia kosztowało fortunę. Warto było. The Division Bell (1994) Kolejny przykład totalizmu Thorgersona. Te dwie kamienne głowy, zwrócone do siebie, tworząc tym samym złudzenie jednego oblicza, są jak najbardziej prawdziwe. Dwie pary głów o wysokości siedmiu metrów zostały wyrzeźbione w kamieniu i metalu. Musiały one więc ważyć naprawdę dużo. Sesja zdjęciowa odbywała się w lutym, było ponuro, zimno i wietrznie. Cała zabawa odbyła się na błotnistym polu pod miejscowością Ely i gdy wszystko wydawało się, że jest na dobrej drodze, aby wykonać idealne zdjęcie, Storm zorientował się, że pomylił pola i jego ekipa musiała sama przenieść rzeźby i ustawić na środek odpowiedniego pola. Oczywiście ekipa Storma miała do dyspozycji stalowy podnośnik, lecz błotnista ziemia uniemożliwiała jego wykorzystanie i wszystko asystenci Storma musieli robić własnymi rękoma. Jak wspomina Nick Mason, jego asystenci wpadli w furię, gdy ich szef oznajmił im, że pomylił pole. Storm zmarł w 2013 roku po długiej i ciężkiej chorobie. Tworzył do samej śmierci. W XXI wieku jego prace zdobiły okładki płyt artystów takich jak Muse, Biff Clyro czy The Mars Volta. Twórczość Storma to dowód na to, że okładki płyt rockowych należy traktować jako sztukę przez duże „S”. Fot.: EMI/Columbia/Sony Music PS. głównym źródłem informacji i cytatów są archiwalne numery miesięcznika Teraz Rock a także książki: Nick Mason – Moje Wspomnienia i Wiesław Weiss – O krowach, świniach, małpach, robakach oraz wszystkich utworach Pink Floyd i Rogera Watersa. Podobne wpisy:
Wynik chyba oczywisty, choć osobiście myślałem, że ostatnia płyta będzie gdzieś w dole stawki, ale zadecydował w tym przypadku dosyć wysoki streaming (chyba ludzie słuchali z ciekawości), a Momentary będzie wyżej (lubię tę płytę), ale tutaj ocenę zaniżyły oceny z recenzji. I tak dalej, i tak dalej. Temat: Nowa płyta Pink Floyd? Podobny zabieg planuje Queen. Obie płyty mogą nosić tytuły "Odgrzewane kotlety, które przeleżały wystarczająco czasu w zamrażalniku". Temat: Nowa płyta Pink Floyd? Tyle, że Queen jest chyba trochę bardziej "bezczelny". Z wypowiedzi Briana Maya, do której dotarłem wynika, że kilka niepublikowanych nagrań (m. in. duet F. Mercury - M. Jackson) ukaże się w ramach kompilacji. Czyli jak rozumiem "nowości" będą sąsiadować z wydanymi po raz n-ty "Bohemian Rhapsody" czy też "We Are the Champions". To już zdecydowanie wolę postępowanie Davida Gilmoura. Temat: Nowa płyta Pink Floyd? Queen jest konsekwentny w tym, co robi. Żeni nowe ze starym, młodzież z oldboyami. Stąd np. Lambert, a nie Rodgers, który w moim mniemaniu ciekawie wzbogacił Queen. konto usunięte Temat: Nowa płyta Pink Floyd? Nie krytykuję ani Pink Floyd ani Queen. To wielkie bandy i wybitni muzycy. Mogą robić co chcą - szacunek. Moja opinia: oczywiście słychać na nowym Pink Floyd, że to kawałki, które nie zmieściły się na znakomitym albumie The Division Bell. Z drugiej strony to i tak kawał solidnego rocka aczkolwiek bez szczypty zaskoczenia. Przewidywalność olbrzymia. Było o Pink Floyd, Queen. To napiszę coś o zespole Rush, który gra rocka od 100 lat i nagrywa paradoksalnie coraz lepsze płyty studyjne grając coraz bardziej nowocześnie i energetycznie nowe premierowe rzeczy. Do tego grają długaśne, wyprzedane trasy koncertowe bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony mediów. Ich przedostatni album Snakes and Arrows był fantastyczny ale ostatnia płyta Clockwork Angels wgniotła mnie totalnie w fotel. Polecam... naprawdę czekam na ich kolejny album jak na album żadnej innej legendy post został edytowany przez Autora dnia o godzinie 01:44 Temat: Nowa płyta Pink Floyd? A ja mam ostatnie wydanie PF i muszę powiedzieć, że miło posłuchać. Fakt, nie zaskakuje niczym, ale biorąc pod uwagę to, że się już ich na żywo nie zobaczy , każda nowość w ich wykonaniu dla prawdziwego fana to nie lada gratka. Ja jestem zachwycona i słucham z post został edytowany przez Autora dnia o godzinie 21:07 Temat: Nowa płyta Pink Floyd? Przemek Z.:To napiszę coś o zespole Rush, który gra rocka od 100 lat i nagrywa paradoksalnie coraz lepsze płyty studyjne grając coraz bardziej nowocześnie i energetycznie nowe premierowe rzeczy. Do tego grają długaśne, wyprzedane trasy koncertowe bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony mediów. Ich przedostatni album Snakes and Arrows był fantastyczny ale ostatnia płyta Clockwork Angels wgniotła mnie totalnie w fotel. Polecam... naprawdę czekam na ich kolejny album jak na album żadnej innej legendy rocka. Rush to troche taki spadkobierca muzyczny Led Zepps. Czym starsi tym lepsi :) Temat: Nowa płyta Pink Floyd? ja protestuję , wątek dotyczy PINK FLOYD i tego się tu trzymajmy. Temat: Nowa płyta Pink Floyd? OK. W temacie nowej płyty, rzeczywiście słychać że jest to niejako ciąg dalszy właśiwego albumu. Najfajniejsze są dodatki w części deluxe. I niestety trochę juz nie ta okładka. Ale Storm Thorgerson juz niestety odszedł. Podobne tematy Rock » PInk Floyd - Rock » NOWA NIEZWYKŁA PŁYTA AMARYLLIS - Rock » PNEUMA - nowa płyta - Rock » Dee Facto "Mokotovo" - nowa płyta - Rock » Nowa płyta The Spouds - Rock » Pink Floyd (!) (?) - Rock » RUSH nowa grupa tematyczna - Rock » Najlepsza płyta w historii Rocka? - Rock » BRUNO SCHULZ - nowa muzyka i koncerty - Rock » nowa sztuka Eagles of Death Metal - Do historii muzyki przeszedł dzięki produkcji trzech z czterech pierwszych studyjnych albumów grupy Pink Floyd: "The Piper At The Gates Of Dawn", "A Saucerful Of Secrets" i "Ummagumma". 15 Najlepsza odpowiedź EKSPERTVampire? odpowiedział(a) o 10:34: Uwielbiam Floydów. To wspaniały zespół, grają z serduchem, a to jest w muzyce najważniejsze. Mają niesamowite brzmienie, które potrafi wedrzeć się w zakątki psychiki. Mam winyle wszystkich ich albumów, kilka nagrań demo na kasetach i składanki na płytach CD. Genialny zespół. Działa jak psychodelia. Jak tu nie kochać Pink Floyd? Odpowiedzi Duff ;3 odpowiedział(a) o 10:29 Wspaniały zespol i wspaniała muzyka. Nic dodać nic ująć. Uwielbiam. :3 Bardzo bardzo lubię, zwłaszcza na wieczór jak mam nastrój na psychodelię i uspokojenie się. blocked odpowiedział(a) o 10:42 Wczesną twórczość raczej ciężko mi się słucha, ale płyty tak mniej więcej od połowy lat 70. to prawdziwy majstersztyk. Najbardziej lubię "Wish You Were Here" i "Shine On Your Crazy Diamond" z tej płyty. zmienna2 odpowiedział(a) o 12:05 Lubię ich czasami posłuchać. Są świetni i tacy klimatyczni. Mój najukochańszy zespół. Kocham ich muzykę i uwielbiam ich samych. Słuchanie ich utworów to czysta magia, odcięcie się od świata. Towarzyszą temu zawsze emocje, dreszcze i ciary. Ich muzyka wyraża wszystko, przy niej potrafię się śmiać, płakać, zasypiać, cieszyć, smucić. To że jest mi dane ich słuchać to najpiękniejsze co mnie w życiu spotkało. Nie jestem jakąś wielką fanką Pink Floyd. Znam kilka piosenek, ale przyznam, że to dobry zespół. Porządna muzyka. :) Według mnie to zespół dla ludzi dojrzałych, którzy rzeczywiście rozumieją tekst. Pink Floyd to nie grupa, której kawałki są na jedno kopyto i ''wpadają w ucho''. Do tej muzyki trzeba dorosnąć. Mają ponadczasowe ballady. blocked odpowiedział(a) o 18:31 Zrobili sporo naprawdę dobrego towaru. Gilmour jest najlepszym gitarzystą jakiego słyszałem, a i treść ma sens. NK-Ewa odpowiedział(a) o 11:20 Dla mnie to normalny zespół rockowy. Nie wiem czemu ale nie przypadli mi do gustu. Bywa Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub

Debiutancka płyta grupy Pink Floyd, wydana 5 sierpnia 1967 roku The Piper At The Gates Of Dawn, ukaże się pod koniec sierpnia w specjalnej edycji. Jak nietrudno policzyć okazją tego wyjątkowego wydania pierwszego albumu gigantów psychodelicznego rocka jest czterdziestolecie zespołu.

--> Archiwum Forum [1] Charles Earl Grey [ Pretorianin ] Pink Floyd... Od jakiej płyty zacząć? Nigdy nie poznałem się bliżej z tym zespołem i chciałbym teraz nadrobić zaległości. Mógłby mi ktoś doradzić od jakiej płyty najlepiej zacząć ich słuchanie? Maras2002 [ Konsul ] 1973 - Dark Side Of The Moon 1975 - Wish You Were Here 1979 - The wall 1983 - The Final Cut 1994 - The Division Bell 1995 - Pulse 1977 - Animals 1971 - Relics 1971 - Meddle 1970 - Atom Heart Mother Nimreh [ Konsul ] Również polecam Dark Side Of The Moon. CHESTER80 [ Maniak Konsolowy ] Może od The Dark Side albo Wish You Were Here? Ewentualnie od składanki Echoes. Buby [ Senator ] Od początku. Mówię serio. raziel88ck [ Legend ] ja zaczalem od The Wall ;) [7] Frogus121 [ RAKIET FJUEL ] Dodam, że wszyscy wiemy, iż Floydzi są nudni, więc nie trzeba już tego dopisywać. [8] CHESTER80 [ Maniak Konsolowy ] Oczywiście. Również nie trzeba wspominać, że zespół skończył się na The Piper at the Gates of Dawn. szarzasty [ Mork ] Dodam, że wszyscy wiemy, iż Floydzi są nudni, ja serio uważam PF za strasznie nudny zespół - co nie znaczy ze nie jest dobry - po prostu smęci niesamowicie :E zacząć najlepiej chyba od The Wall. Najbardziej mi się za to the Division bell podobalo [10] qweks [ Helix pomatia ] IMO wish you were here Rewelacyjny Shine on... ;p rog1234 [ Gold Cobra ] CHESTER80 Absolutnie się mylisz! Pink Floyd jak każdy dobry zespół skończył się zanim się zaczął! spoiler start A tak na serio to The Wall :D spoiler stop [12] wysiak [ Legend ] A ja komus, kto nie zna Floydow, na poczatek polecilbym PULSE, skladanka swietnych koncertowych wykonan najlepszych songow. "Od poczatku" to zdecydowanie nie, nawet Meddle na start sie imho nie nadaje - mimo najlepszego utworu floydow - Echoes - ale wynalazki typu San Tropez moga wystraszyc i zniechecic..:) A wczesniejsze plyty to bywaja jeszcze straszniejsze..:) JaccaGerman [ Pretorianin ] Wish You Were Here [14] Jamkonorek [ Jandulka ] Ja zacząłem od Wish You Were Here, jakieś pół roku temu. Teraz poznaję drugą płytkę, Dark Side of The Moon a na półce czeka na mnie Meedle ojca. earthquake [ Astro Zombie ] Sam zacząłem słuchać Floydów od sławnej The Wall, i w mojej opinii to najłatwiejsza do przełknięcia płyta w całej ich dyskografii. Odradzam zaczynanie od niesamowicie skomplikowanej i zagadkowej Animals. Stalker1 [ wkurzający typ ] Od Kill'em All. Mephistopheles [ Hellseeker ] Mocno i niesprawiedliwie uogólniając: Od Piper At The Gates Of Dawn do soundtracku z Obscured by Clouds - Eksperymenty. Zostaw sobie na później. Chociaż z Atom Heart Mother i Meddle (głównie dla Echoes) warto się zapoznać już wcześniej. Od Dark Side of the Moon do Final Cut - "Klasyczni" Floydzi z coraz bardziej despotycznym Watersem na czele. Każda płyta jak najbardziej warta zapoznania się. Od siebie polecam niesłusznie spychany przez wielu na margines Animals - jak dla mnie geniusz. Od Momentary Lapse Of Reason do Division Bell - Spokojniejsze, bardziej nastrojowe płyty z Gilmourem jako liderem. Drugi album zdecydowanie lepszy i należycie koronujący twórczość zespołu. Najlepiej będzie chyba zapoznać się wpierw z drugą przytoczoną grupą, po czym posłuchać dalszych nagrań, aż w końcu powrócić do korzeni. Składanek i koncertówek nie wymieniam. Za to - jeśli już się wkręcisz - możesz zapoznać się z solowymi projektami Watersa i Gilmoura. Szczególnie ciekawym eksperymentem jest Pros and Cons of Hitch Hiking pierwszego z nich, ale żeby zrozumieć tę płytę, trzeba wcześniej zapoznanać się z innymi dokonaniami zespołu oraz samą postacią Watersa, przejść kilka załamań nerwowych i przeżyć kryzys wieku średniego. Ja na szczęście jeszcze tej płyty do końca nie rozumiem. [email protected] [ Legend ] niesłusznie spychany przez wielu na margines Animals Słucham? Genialne Animals? Rozumiem spychać The Final Cut (nigdy mnie nie przekonało) ale Animals? _zielak_ [ Thief ] Ja zaczynałem od DSOTM i nie żałuje. Świetny album na początek, następne już pójdą szybko. Mephistopheles [ Hellseeker ] Orlando ---> Ilekroć widzę tematy typu "Najlepsze albumy Floydów", Animals w rezultacie ląduje gdzieś tam w środku, a nieraz nawet dalej. Za to pocieszającym jest fakt, że wciąż jest sporo ludzi dostrzegających moc tego albumu. Sznapi [ Senator ] Ja to bym polecił zacząć od np. The Dark Side of the Moon, potem Wish You Were Here, Animals, następnie The Wall (uwaga, ta płyta może się szybko znudzić :)), Meddle, Atom Heart Mother, Division Bell (ta też IMO na dłuższą metę nudnawa* - słychać, że już tam nie ma ducha starego PF, mimo to jest to dla wielu osób najlepsza płyta) i teraz moment kulminacyjny... Powrót do pierwszych dwóch płyt (The Piper at the Gates of Dawn i A Saucerful of Secrets), aby poznać zupełnie inne, spacerockowo - psychodeliczne oblicze zespołu (chociaż Saucerful to już taka swoista przejściówka pomiędzy pierwszą płytą PF, a następnymi). Nie każdemu się podoba styl Barretta, a i nie ma co za bardzo porównywać Pipera do późniejszych płyt PF z Gilmourem, ale ja stawiam Pipera niemalże na równi z Dark Side. Kończąc tę małą dygresję - wszystkie pozostałe albumy radziłbym już przesłuchać po kolei :) *BTW od prawieków wszyscy przeciwnicy muzyki PF zarzucają jej, że to nudy, smęty etc. A ja jestem ciekaw, czy któraś z tych osób słuchała kiedyś Interstellar Overdrive, The Nile Song, Money, Have a Cigar, albo In the Flesh? - każdy z utworów wyciągnięty z innej płyty i na swój sposób odjechany :) [22] Szala. [ Konsul ] Wg mnie najciekawsza i zarazem najlepsza jest The Piper At The Gates Of Dawn :) Szczeblo [ so rock ] Animals jest płytą niesamowitą, ale jest równie wiele ludzi co się nią fascynują jak tych co na nią psioczą. Ja bym zaczął od Dark Side of The Moon, ew. od The Wall. W sumie obejrzenie ich 'koncertu' z Pompejów (Pompei?) nie zaszkodzi. PatriciusG [ Legend ] Wszystkie. Każda jest inna i godna polecenia. Behemoth [ Rrrooaarrr ] PatriciusG ==> Wydaje mi się, że Final Cut znacząco odstaje od czołowych krążków grupy. Zbyt smętny nawet jak na Floydów. Podobały mi się z niego może dwie/trzy kompozycje. Za to o wiele lepszy w moich oczach od tego jest Division Bell co zaprzecza tezie, że bez Watersa Floydzi nie istnieli :). tosiek2142 [ Black Dog ] [16] Pomylily ci sie zespoly 8) Bibkowicz [ whore ] Dark Side of The Moon - mam na kasecie i wciąż słucham. :) Paudyn [ Kwisatz Haderach ] Behemoth - grabarz? :> Niech tam, dorzucę i swoje 3 grosze, jakby ktoś był zainteresowany :> Chociaż z Atom Heart Mother i Meddle (głównie dla Echoes) warto się zapoznać już wcześniej. Bo ja wiem, czy wcześniej? Atom Heart Mother to wciąż mało wyklarowane i ciężkie do strawienia poszukiwania własnego stylu. Meddle już prędzej, ale to wciąż chyba nie to, jeśli chodzi o początkujących. Nie będę oryginalny. Polecam zacząć od Dark side of The Moon. To tak naprawdę pierwsza spójna płyta Floydów, która pokazuje, dlaczego zespół ma dziś taki, a nie inny status. Potem możesz lecieć po kolei aż do The Final Cut i potem sam zdecyduj, czy chcesz spróbować czegoś bardziej surowego (AHM, Meddle), czy zabierzesz się za nich dopiero po dojechaniu do The Division Bell. Dla mnie osobiście Atom Heart Mother to taka twarda granica tego, co jest Floydami i tego, co nim nie jest :-P Z tym, że na samą granicę zapuszczam się i tak stosunkowo rzadko, zaczynając przebieżkę zazwyczaj od DSoTM :> Behemoth [ Rrrooaarrr ] Paudyn ==> Grabarz, grabarz :P. Nie wiem czemu, ale na jesień/zimę absolutnie wchłaniam Floydów (i zresztą wiele tzw. progresywnych smętów). W najbliższym czasie sięgam po Animals. Nigdy nie słuchane przeze mnie. Liczę na wrażeń moc. © 2000-2022 GRY-OnLine
Płyta zespołu Pink Floyd „The Dark Side of the Moon”, która kończy 50 lat. Jest bez wątpienia pradziadkiem wszystkich klasycznych albumów rockowych. To najlepiej sprzedający się brytyjski album wszech czasów i trzeci na liście najlepiej sprzedających się albumów na kuli ziemskiej– za "Thrillerem" Michaela Jacksona i "Back In Black" AC/DC – ze sprzedażą 60 milionów
. 467 278 559 681 750 639 610 155

płyta grupy pink floyd krzyżówka