To Pan Bóg stworzyl ten swiat wspanialy: 9788374820226: Books - Amazon.ca. Skip to main content.ca. Hello Select your address Tomasz Maleta Rozmowa z metropolitą białostockim, arcybiskupem Tadeuszem Wojdą, o Świętach Wielkiej Nocy innych niż wszystkie. I o tym, jak bardzo zmieni nas pandemia. Księże arcybiskupie, Wielki Tydzień, Triduum Paschalne, Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego i później Oktawa to najważniejszy czas w życiu każdego chrześcijanina. Uczestnictwo w celebracjach nie jest nakazane, ale większość wiernych stara się być na nich obecna. Jednak w tym roku - ze względu na epidemię - zbiorowa forma modlitwy nie jest możliwa. Ksiądz arcybiskup wydał zalecenia, jak powinny być prowadzone celebracje. To będzie nowe doświadczenie zarówno dla duchowieństwa, jak i wiernych, które na zawsze przejdzie do historii Kościoła. Obecność na liturgii w Triduum Paschalnym rzeczywiście nie jest obowiązkowa, niemniej jednak wierni chętnie w niej uczestniczą. Wynika to z ich wiary. Wiedzą, że te dni są pamiątką męki i śmierci Jezusa Chrystusa. Ta męka i śmierć nie są tylko wynikiem wydanego przez Sanhedryn i Piłata wyroku, lecz dobrowolnym przyjęciem cierpienia przez Jezusa, aby w ten sposób odkupić człowieka z grzechów i pojednać go na nowo z Bogiem Ojcem. Taka była wola Boga Ojca. O przyjęcie tej woli Jezus modlił się w Ogrójcu. Wierni chcą więc przeżywać te wydarzenia, by przez nie odnawiać swoją wiarę i wyrazić Jezusowi wdzięczność za dar odkupienia. W tym roku to uczestnictwo będzie inne. Szerząca się epidemia zmusza wszystkich do pozostania w domu i do przeżywania Triduum Paschalnego w warunkach „domowego Kościoła”, jak pięknie nazywa rodzinę Sobór Watykański II. Jestem więc przekonany i wierzę, że tegoroczny Wielki Tydzień będzie czasem odnowy wiary zarówno dla pojedynczych osób, jak i dla całych rodzin. Powinnością katolika jest przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu spowiedzi. To nadal ta forma wyznania grzechów i ich rozgrzeszenia, której - w odróżnieniu od innych wyznaczników powinności religijnej - nie da się przenieść do internetu. W tym roku wymaga szczególnych względów organizacyjnych, ale być może przez to jeszcze bardziej nabierze wymownego znaczenia. Przykazanie kościelne, mówiąc o obowiązku spowiedzi, ma na celu lepsze przygotowanie wiernych do najważniejszego święta, jakim jest Zmartwychwstanie Jezusa. Wielki Tydzień kończy się śmiercią i złożeniem Jezusa do grobu. Zmartwychwstanie jest potwierdzeniem tego, że Jezus był Synem Bożym oraz że to wszystko, co czynił i nauczał, pochodzi od Boga. Wielokrotnie mówił do swoich uczniów, że nie mówi od siebie, ale z tego, co mu dał Ojciec, oraz że za to przyjdzie mu wiele cierpieć, a na koniec potwierdzić to swoim życiem. Po trzykroć wyznał, że w Jerozolimie zostanie skazany na śmierć i ukrzyżowany. Dla uczniów wydawało się to niemożliwe. A kiedy słowa Jezusa się spełniły, uwierzyli. My też wierzymy, a sens naszej wierze nadaje właśnie Zmartwychwstanie Jezusa. Stąd, aby tę wiarę nieustannie umacniać, trzeba wejść w głębszą relację z Jezusem. Dokonuje się to między innymi przez spowiedź. Dlatego spowiedź nie może być odbywana przez telefon czy przez inne komunikatory społeczne, lecz bezpośrednio w sakramencie pojednania, w którym kapłan reprezentuje samego Chrystusa i Jego miłosierdzie. Czas na odbycie spowiedzi wielkanocnej jest długi, bo trwa przez cały Wielki Post i okres Wielkanocny, aż do uroczystości Trójcy Przenajświętszej. W sumie ponad trzy miesiące. Jest to wystarczająco długi okres, aby - bez niepotrzebnego wystawania w kolejkach lub tłoczenia się - dokonać tej chrześcijańskiej powinności i pojednać się z Bogiem. Ksiądz arcybiskup podczas swojej posługi w Białymstoku już dwa razy w Wielką Sobotę święcił pokarmy białostoczan na Rynku Kościuszki. To było zapewne dla księdza arcybiskupa szczególne doświadczenie. Teraz wierni sami w swoich domach będą musieli dokonać tego obrzędu. Czy wymaga on jakiś specjalnych reguł, nakazów? Poświęcenie pokarmów w Wielką Sobotę na białostockim Rynku było zawsze dla mnie, a myślę że i również dla mieszkańców naszego miasta, bardzo miłym wielkanocnym akcentem. Świadczy o tym obecność dużej grupy osób. Te wydarzenia nas łączą i budują relacje międzyludzkie, tworzą w szerokim znaczeniu wspólnotę ludzi dobrej woli i otwierają serca na wspólne przeżywanie Świąt Wielkanocnych. Jest to też dobra okazja do złożenia sobie życzeń. W tym roku musieliśmy, niestety, odwołać poświęcenie pokarmów na Rynku. Dokona go w rodzinie w Niedzielę Wielkanocną któreś z rodziców. Specjalny formularz poświęcenia można otrzymać w parafiach lub pobrać ze strony internetowej naszej archidiecezji. Jest to bardzo prosta modlitwa, którą należy odmówić przed i po posiłku. W czasie liturgii Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego wierni śpiewają „Zwycięzca śmierci...”. W czasie, gdy koronawirus tak bardzo nas doświadcza, gasząc na świecie tak wiele żyć, słowa o zwycięstwie na śmiercią dają nadzieję na jej pokonanie. Chrystus zwyciężył śmierć, dając nam nadzieję życia wiecznego. Zadatki zwycięstwa nad śmiercią są obecne również w naszym ziemskim życiu. Epidemie nie jeden raz w historii doświadczały ludzkość. Są one oczywiście wielkim złem, które doświadcza ludzi. Jednak paradoksalnie mogą też pomagać, bo zwracają serca ludzi ku Bogu, odnawiają wiarę, a wiara potrafi czynić cuda. Znamy wiele przykładów nadzwyczajnej interwencji Pana Boga właśnie w czasach epidemii. W XVI wieku, kiedy w Rzymie szalała epidemia dżumy, ludność wzięła krzyż z kościoła św. Marcelego i niosła go w procesji. Kroniki potwierdzają, że w dzielnicy miasta, gdzie przeszedł krzyż, epidemia natychmiast ustawała. Święta Zmartwychwstania zatem w godzinie próby, jaką jest pandemia koronawirusa, otwierają przed nami nowe perspektywy duchowe i niosą duży ładunek nadziei. Z drugiej strony, jeden z polskich poetów przed wojną pisał: „ W czas zmartwychwstania Boża moc trafi na opór nagłych zdarzeń”. Wiele osób może pytać: dlaczego tak bardzo doświadcza nas zaraza? Zarazy niekiedy powstają z przyczyn ludzkich, a innym razem bez udziału człowieka. Nie wiemy dlaczego się pojawiają. Wiemy natomiast, że dotykają człowieka, wyrządzają mu wiele zła i powodują ogromne cierpienie. Ale Bóg, który przez krzyż swojego Syna Jezusa Chrystusa odkupił człowieka z grzechu, nie pozostawia człowieka osamotnionego, zwłaszcza w cierpieniu. Bóg cierpi razem z nim i wspiera go. Tym samym cierpienie ludzkie łączy się z cierpieniem Jezusa na krzyżu i w ten sposób nabiera nowego znaczenia. Otwiera przed człowiekiem perspektywy życia wiecznego. I to jest ważne przesłanie wielkanocne dla wszystkich, a w sposób szczególny dla cierpiących. Walka z epidemią w historii Kościoła ma długą tradycję. To w świątyniach gromadzili się ludzie modląc się o oddalenie zarazy. Nie nadaremnie o wybawienie od powietrza, głodu, ognia i wojny zaczyna się suplikacja Trisagionu - hymnu Święty Boże. Rozwój technologii i komunikacji masowej daje nam możliwość modlitwy o powstrzymanie zarazy wspólnie, choć osobno. To chyba przełomowa zmiana? Modlitwa jest niewątpliwie silną bronią duchową w walce ze wszystkimi trudnościami, a więc i z epidemią. Trzeba w to wierzyć. Mamy mnóstwo przykładów i świadectw osób, które - gdy w trudnych sytuacjach zawierzały swoje życie Bogu i się modliły - doznawały uzdrowień, unikały śmierci, wychodziły obronną ręką z najniebezpieczniejszych nawet wypadków. Wystarczy pojechać na Jasną Górę, bądź do jakiegokolwiek innego sanktuarium, aby się o tym przekonać patrząc na liczne wota dziękczynne, które się tam znajdują. Każde z nich jest znakiem doznanego cudu lub otrzymanej łaski. Tym bardziej teraz, kiedy pandemia nie odpuszcza, ludzie modlą się razem, nawet jeśli pozostają we własnych domach. Z pomocą tej wspólnej modlitwie rzeczywiście przychodzą współczesne technologie komunikacji. I to jest wspaniałe, że media mogą służyć naprawdę wielkiemu dobru duchowemu, łączyć wszystkich w jedną wielką liturgiczną akcję prośby, błagania i dziękczynienia. Ilość transmisji Mszy św., kazań, konferencji duchowych, Dróg Krzyżowych i innych spotkań o charakterze duszpastersko-liturgicznym jest rzeczywiście imponująca. To niewątpliwie stwarza nowe, wielkie możliwości ewangelizacyjne na przyszłość. 2 kwietnia obchodziliśmy, choć inaczej niż zawsze, 15. rocznicę śmierci Jana Pawła II. Gdy umierał Jan Paweł II, plac św. Piotra w Rzymie był wypełniony po brzegi ludźmi modlącymi się za chorego papieża. Odchodzenie Jana Pawła II do domu Ojca było niezwykłym świadectwem godnego umierania, bez lęku i uporczywego trzymania się życia za wszelką cenę. Przykładem, że choroba, starość czy niepełno-sprawność nie muszą przekreślać człowieczeństwa, że można nadać bólowi sens wykraczający poza doczesne życie. 15 lat później ten sam plac był całkiem opustoszały (przez zagrożenie koronawiru-sem), gdy samotny Ojciec Święty Franciszek błogosławił Najświętszym Sakramentem. Wspólne dla tych dwóch, jakże symbolicznych scen, wydaje się wymowne nie tylko dla Rzymu pytanie: „Quo Vadis?” Ale nie „Domine”, a „homine - bo o tym, co najważniejsze tyle razy zapomniałeś”. Plac św. Piotra był i dalej pozostanie miejscem wielkich i ważnych wydarzeń duchowych. Kanonizacje, beatyfikacje, celebracje jubileuszy i świąt, audiencje i cały szereg innych spotkań sprawiają, że to miejsce ma swoją niepowtarzalną symbolikę. Zwykle kojarzy się on z dużymi tłumami wiernych. Tak było przy śmierci Jana Pawła II. Kiedy papież był ciężko chory, plac św. Piotra zamienił się w wielkie oratorium, w którym setki tysięcy ludzi modliły się o zdrowie dla Ojca Świętego. Teraz widok samotnego papieża, zmierzającego przez pusty plac ku świętemu krzyżowi z kościoła św. Marcelego, robił ogromne wrażenie. Interpretacja tego widoku może być bardzo różnorodna. Dla jednego może to być obraz symbolizujący serce dzisiejszego człowieka, w którym coraz mniej jest miejsca dla Boga, a dla kogoś innego może to być symbol pustki duchowej. Może też oznaczać wezwanie, aby „plac ludzkiego życia” zagospodarować na nowo i ożywić wartościami. Może wreszcie oznaczać, że w naszym życiu potrzebujemy całkowitego wyciszenia, aby usłyszeć głos Boga. Każdy może znaleźć swoją interpretację, w zależności od osobistych i duchowych potrzeb. Czy i jak pandemia zmieni świat, Polskę, nas tu - w Białymstoku i regionie? Wszystko będzie zależeć, jak długo ona potrwa. Jeśli zakończy się w miarę szybko, łatwiej będzie nam wrócić do „dawnego” stylu życia. Myślę jednak, że nie będzie już ono takie samo jak wcześniej. Pandemia koronawirusa uświadomiła nam, że nie jesteśmy tak potężni i samowystarczalni, jak nam się jeszcze do niedawna wydawało. Maleńki, mikroskopijny wirus uświadomił nam, że trzeba liczyć się z naturą, ze światem, że trzeba chronić nasz naturalny habitat, że warto pomyśleć, dlaczego ten świat jest taki a nie inny. To wszystko pomaga nam odnaleźć w sobie więcej pokory wobec siebie, natury i świata. Pan Bóg stworzył ten świat, abyśmy korzystali z niego rozumnie, a nie tylko wykorzystywali z wyrafinowaniem. Ten świat jest naszym domem, on nas żywi, dlatego - jak przypomina papież Franciszek - musimy się o niego mocno troszczyć.
  1. ጏшо еч
  2. ጮկιβጀሩ чሤλу ωнтаኇኙμи
  3. Σятաлιцеሮխ ሮшоጂխቆэቅя цаዑ
    1. ቦоփахр ጷαղ
    2. Υну խврխскοሷոጉ

Bruno Ferrero – Jak Bóg stworzył Mamę. Dobry Bóg zdecydował, że stworzy…. Matkę. Męczył się z tym już od sześciu dni, kiedy pojawił się przed Nim anioł i zapytał: – To na nią tracisz tak dużo czasu, tak? Bóg rzekł: – Owszem, ale czy przeczytałeś dokładnie to zarządzenie?

Pytanie – “A widząc Pan, że wielka była złość ludzka na ziemi, a wszystko zmyślanie myśli serca ich tylko złe było po wszystkie dni, żałował Pan, że uczynił człowieka na ziemi, i bolał w sercu swym. I rzekł Pan: Wygładzę człowieka, któregom stworzył, z oblicza ziemi” [1 Mojż. 6:5-7]. Jeżeli Bóg jest wszechwiedzący, zna koniec od początku, to jak mógł ŻAŁOWAĆ swojego czynu stworzenia człowieka? Odpowiedź – Słowo “żałować” oznacza “zmienić zdanie lub poczynanie z powodu żalu lub braku satysfakcji z zaistniałej sytuacji”. Pytanie zatem brzmi: Czy Bóg zmienił swoje zdanie (plan) lub poczynania? Twierdzimy, że znając koniec od początku, Boskie zdanie nie mogło się zmienić, a zatem “żałować” w tym kontekście musi oznaczać zmianę poczynań. Oznacza to, że Bóg zmienił swoje postępowanie z człowiekiem ze względu na ludzką złość, która Go zasmuciła, ale nie zmienił zdania, czyli planów, ponieważ plany od samego początku zakładały zepsucie oraz degenerującą tendencję grzechu i zapewniły (przewidziały) Baranka Bożego – “zabitego od założenia świata” -jako cenę okupową (Obj. 13:8; Obj. 17:8). [781,1]
Przysługuje mu prawo korzystania z wolności moralnej i religijnej. Ten przywilej pociąga za sobą konsekwencje: to człowiek ma obowiązek odkrywać szczęście, którym Pan Bóg chce go obdarować, a nadto o nie całym swym postępowaniem zabiegać. KKK 1730: Bóg stworzył człowieka jako istotę rozumną, dając mu godność osoby A że Pan Bóg ją stworzył, a szatan opętał, Jest więc odtąd na wieki i grzeszna, i święta, Zdradliwa i wierna, i dobra i zła, I rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łza, I gołąb i żmija, i piołun i miód, I anioł i demon, i upiór i cud, I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna, Początek i koniec - kobieta, acha! ------------ Fragment wiersza Ewa Juliana Tuwima. 1934 r. #poezja #wiersz #tuwim #rozowepaski Wszystkiego najpiękniejszego, mirabelki!
W przypadku książki Jak Pan Bóg stworzył owieczki rok wydania to 2010. Oznacza to, że odpowiedź na powyższe pytanie jest taka, że książkę wydano w 2010, czyli 13 lat temu. Oznacza to także, że książka Jak Pan Bóg stworzył owieczki została napisana i zredagowana przed datą jej wydania. Autor lub autorka mogli pracować nad

CytatybazaJan SztaudyngerCzy Pan Bóg stworzył nas czy czart, widzę, że to był [...] Czy Pan Bóg stworzył nas czy czart, widzę, że to był kiepski żart. Nieco podobne cytaty Na pewno zginął i to jest osiągnięcie, że zginął. Natomiast innych osiągnięć nie widzę. Widzę tutaj żółć, ale nie widzę twej pychy. Najbardziej prawdopodobnym naszym następnym krokiem będzie zerwanie stosunków dyplomatycznych, ponieważ nie widzę potrzeby utrzymywania stosunków dyplomatycznych, czy to oficjalnych czy biznesowych czy też jakichkolwiek innych, z państwem takim jak Izrael. Szczęście jest tylko marzeniem, a rzeczywistością jest ból. Sprawdzam to już przez osiemdziesiąt lat. Nie widzę innej rady, jak poddać się temu i powiedzieć sobie, że muchy są po to, by je zjadały pająki, a ludzie po to, by ich żarły zmartwienia. Jak ja widzę Zbigniewa Ziobrę, to mi się flaki przewracają. Te zeznania wyglądają poważnie i tym razem Ziobro się nie wywinie. To człowiek inteligentny, ale cyniczny, nastawiony na robienie kariery. Kamiński na pewno w żaden sposób nie zaatakuje Kościoła. Innych ideologii, którym by hołdował, u niego nie widzę. No oczywiście oprócz tej: ciągłego podlizywania się braciom Kaczyńskim. Widzę tę scenę, jak polski James Bond, otoczony takimi mniejszymi Bondami, kiwają głowami, znaczą pieniądze i zastawiają pułapki – to żałosne, przecież oni się na tym nie znają.[...] Chodziło o to, żeby skompromitować Andrzeja Leppera. To jest jasne. Nawet sam Kamiński specjalnie temu nie zaprzecza. Argumentacja taka, że Ryba z Lepperem mieli bliskie kontakty, że Lepper popierał w czymś Rybę… no to ja popierałem kiedyś Kaczyńskiego w wielu sprawach. To jest zupełny absurd oskarżać Leppera, że znał dobrze Rybę.[...] Robili to niezwykle nieudolnie i myślę, że bezpodstawnie.[...] Ja dzisiaj słyszę pana Przemysława Edgara, który mówi, że to prawdopodobnie agent WSI. To paranoja jest. To znaczy WSI się odradza jak feniks? Macierewicz gwarantował przecież całkowite oczyszczenie służb. I nagle teraz to WSI, okazuje się, weszło do CBA i pokrzyżowało sprytne plany polskiego Jamesa Bonda. To do powieści się nadaje. Można taką kabaretowo-szpiegowską powieść napisać. Jak ja widzę Zbigniewa Ziobrę, to mi się flaki przewracają. Te zeznania wyglądają poważnie i tym razem Ziobro się nie wywinie. Polska, Europa, świat zmieniły się gruntownie. My wszyscy – oczywiście w różnym stopniu – też. Ja na przykład dziś widzę inaczej niż wówczas Stany Zjednoczone. Podziwiam ich dynamizm, standardy nowoczesności i demokracji. Albert Einstein pracował był w biurze patentowym – i stworzył Teorię Względności. Istnieje silne podejrzenie, że gdyby pracował na sponsorowanej przez państwo uczelni, to by jej nie wynalazł. Musiałby bowiem pisać miesięczne i roczne plany swoich badań. Oraz sprawozdania. I co miał w nich pisać: „Chwilowo nie wynalazłem Teorii Względności, ale tak sobie myślę...”?

Pytanie takie postawił, sam sobie, humanista w sutannie, którego ludzie z GW uznali za swojego kapłana i okrzykneli filozofem znakomitym a nawet wybitnym. Skoro Pan Bóg stworzył Tomáša Halíka, to musiał mieć jakiś cel. Jakby nie było celu, to by nie było Halíka. A Halík jest. Zdaniem niektórych, nawet za bardzo! To już drugi raz przyszło mi wygłaszać laudację na cześć Tomáša Halíka. Po raz pierwszy działo się to z okazji 60. urodzin, w Pradze, na statku turystycznym płynącym po Wełtawie. Chciałbym rozpocząć tak samo jak wówczas. Ksiądz Józef Tischner, jeden z mądrych i pokornych polskich intelektualistów, napisał kiedyś posłowie do pewnej książki Adama Michnika. I postawił tam pytanie: Po co Pan Bóg stworzył Adama Michnika? Chciałbym to sparafrazować i przenieść na grunt czeski: Po co Pan Bóg stworzył Tomáša Halíka? Tomasz Dostatni OP wygłasza laudację na cześć ks. Tomáša Halíka 19 listopada w Warszawie. Fot. KIK Ma on w Czechach swoich przeciwników, ma też swoich wielbicieli. W Polsce podobnie. Wielu Halíka chwali, inni go ganią – ale czy to oznacza, że go rozumieją? Jedno z drugim nie zawsze idzie w parze. Nie chcę stawać tu po stronie ani przeciwników, ani po stronie pochlebców, chciałbym (tak jak Tischner w przypadku Michnika) na ile to możliwe, zrozumieć Halíka. Mówi się, że zrozumieć to znaczy: usprawiedliwić. Nie wiem, może to i prawda… Jeśli tak jest, jeśli zrozumienie ma być rzeczywiście usprawiedliwieniem, to pójdźmy – jak mówił Tischner – „na całego” i spróbujmy usprawiedliwić gruntownie. A skoro mamy usprawiedliwić gruntownie, musimy zapytać eschatologicznie: po co Pan Bóg stworzył Halíka? Jasne, że musiał mieć jakiś cel. Jakby nie było celu, to by nie było Halíka. A Halík jest. Zdaniem niektórych, nawet za bardzo ! Więc po co? Chyba ma nam coś ważnego do powiedzenia. Otwarte drzwi Kościoła Przed dwoma laty tę samą Nagrodę „Pontifici – Budowniczemu Mostów” otrzymał ks. Jan Kaczkowski, kapłan zmarły w marcu tego roku. Jego ojciec opowiedział po śmierci syna, że ks. Jan do końca czytał książki, które miał blisko przy łóżku. Jedną z nich była książka Tomáša Halíka „Chcę, abyś był”. W środku tej książki jest dedykacja od autora – dodał pan Józef Kaczkowski. Coś wiem na temat powstania tej dedykacji. Zainspirowany bowiem przez Katarzynę Jabłońską i Zbigniewa Nosowskiego z „Więzi”, w styczniu tego roku zawiozłem do Pragi egzemplarz „Chcę, abyś był” i przywiozłem go z dedykacją Tomáša dla ks. Jana. Teraz ponownie wziąłem do ręki tę książkę, I chciałbym podzielić się z Państwem dwiema uwagami. Może właśnie po to jest Tomáš Halík, żeby nam mówił takie rzeczy? Budowanie mostów i pokonywanie podziałów jest jego życiową pasją W rozdziale „Otwarte drzwi” jest kilka myśli o bramie. „Ja jestem Bramą” – mówi Jezus, a Halík kontynuuje: „brońmy się jednak przed zawężaniem Chrystusowego »ja«, które On sam rozszerzył… Baczmy, by nie przymykać otwartych na oścież drzwi Jego miłości, stawać jej na drodze i weryfikować, komu wolno, a komu nie wolno przejść, to nie jest nasze zadanie”. Halík mówi też dalej: „Jezus jest bramą – i ta brama jest otwarta w każdym, kto potrzebuje naszej pomocy i bliskości. W tym sensie, nie negując Jezusowej wyjątkowości, doświadczamy Go jako nieskończenie wielu bram”. Niech komentarzem do idei otwartych drzwi Kościoła będą też słowa, które Tomáš Halík wypowiedział dosłownie przedwczoraj, 17 listopada, na Václavském náměstí w Pradze, do kilku tysięcy ludzi, którzy się tam zebrali na manifestacji w rocznicę „aksamitnej rewolucji”. Mówił im nasz dzisiejszy laureat: „nie pytaj, kto jest twoim bliźnim, sam stawaj się bliźnim tego, kto potrzebuje twojej pomocy”. Żeby było jasne – chodzi oczywiście o uchodźców, dobijających się do bogatych bram naszego kontynentu. Nie zmuszą mnie, bym ich nienawidził Drugie słowo-klucz, jakie odnalazłem teraz w książce „Chcę, abyś był” – to „miłość nieprzyjaciół”. Mamy w tej dziedzinie nasze rodzime, polskie doświadczenia. Ojciec Jacek Salij wydał w stanie wojennym antologię „Miłujcie nieprzyjacioły wasze”, złożoną z polskich tekstów o miłości nieprzyjaciół”. Pokazywał ewangeliczne przesłanie w naszej literaturze, historii i kulturze. Tomáš Halík w swojej książce przywołuje jednego ze swoich nauczycieli, ks. prof. Josefa Zvěřinę, długoletniego więźnia komunistycznego. Zvěřina powiedział o swoich oprawcach: „przy całej swojej władzy jednej rzeczy nie potrafią – nie potrafią mnie zmusić, żebym ich nienawidził”. A Halík to komentuje: „Dziś patrząc na polityków i wielkich przedsiębiorców, którzy niszczą kraj i społeczeństwo (proszę pamiętać, że to mowa o Czechach, aby nie było zbędnych aluzji…) – nie tylko burzą i rozkradają jego gospodarkę, ale zatruwają i psują jego klimat moralny – często powtarzam sobie to zdanie Zvěřiny jako mantrę: nie jest to jednak łatwe, muszę tu jeszcze wiele się nauczyć”. Podróż na drugi brzeg Tomáš Halík miał swoich wychowawców i nauczycieli: Tomáša Garrigue’a Masaryk, pierwszego prezydenta Czechosłowacji, myśliciela i polityka; Jana Patočkę, filozofa; Václava Havla, pisarza i prezydenta po roku 1989 – to oni tworzyli klimat moralny i duchowy, który nasz dzisiejszy laureat kontynuuje. Dla Halíka ważne są: uniwersytecka katedra; akademicki kościół Salwatora, gdzie od 26 lat jest duszpasterzem; pisarska praca, doceniana w Polsce, gdzie wyszły wszystkie jego książki (a nawet o dwie więcej niż w Czechach – to polskie zbiory jego rozproszonych tekstów). Jest laureatem nagrody Templetona i doktorem honoris causa uniwersytetu w Oxfordzie. Jest człowiekiem dialogu w wielu obszarach: nauki i religii, dialogu ekumenicznego, dialogu międzyreligijnego, dialogu społecznego, dialogu między wiarą a niewiarą. Budowanie mostów i pokonywanie sztucznie tworzonych podziałów jest jego życiową pasją i posłaniem, które odczytuje jako swoje zadanie życiowe i intelektualne. Tomáš Halík wyraźnie ma tę samą grupę krwi, co ludzie, którzy tworzyli warszawski Klub Inteligencji Katolickiej przez ostatnie 60 lat. Chciałbym zakończyć pewną opowieścią chasydzką. Jeden z wielkich cadyków udał się w podróż i przejeżdżał przez Kock, gdzie spotkał się z drugim cadykiem. Bardzo się spieszył, dlatego poprosił gospodarza, żeby mu dosłownie w jednym słowie powiedział, jak tu się żyje. Ten odpowiedział: dobrze. Zaniepokojony trochę poprosił czy mógłby to rozwinąć na przykład do dwóch słów. Usłyszał więc odpowiedź: niezbyt dobrze. Ta, jakże realistyczna, opowieść mówi nam, że ciągle potrzebujemy budowniczych mostów, gdy udajemy się w podróży na drugi brzeg. Laudacja wygłoszona 19 listopada 2016 r. podczas wręczenia ks. Tomášowi Halíkowi Nagrody „Pontifici – Budowniczemu Mostów” przyznawanej przez Klub Inteligencji Katolickiej w Warszawie. Tomasz Dostatni OP ur. 1964, dominikanin, duszpasterz, publicysta, prezes fundacji „Ponad granicami”. Autor wielu książek, m. in. „Zza bramy klasztoru”, „Przekraczać mury”, „Złota 9”, „Duchowe wędrowanie”. Ostatnio opracował książkę „Kultura – Kościół. Kościół na łamach paryskiej «Kultury» w latach 1946 - 2000”. Mieszka w Lublinie. Więcej . 755 615 684 246 277 690 117 312

a ze pan bog ja stworzyl